Uodpępnianie.

Uodpępnianie.

To słowo nie jest pewnie prawidłowe w języku polskim, bo mój edytor tekstu podkreślił je na czerwono, jednak dla mnie wydaje się być ono najbardziej obrazowym dla procesu, który właśnie się zadziewa.

Czaicie,  uodpępnianie -od pępowiny, chodzi o zerwanie totalnej więzi z matką, i nie chodzi tu o więzi w realnym życiu, ale o więzi,  jakie stworzyła twoja podświadomość w relacji z mamą.

Mama jest dla dziecka najważniejsza, jest dla niego Bogiem. Wszystko co w niej, jest w dziecku.  Dziecko dziedziczy również emocje mamy sprzed dziewięciu miesięcy zanim zaszła w ciążę ( projekt celu/totalna biologia), emocje w trakcie poczęcia , emocje z przebiegu całej ciąży no i do tego dochodzi okres niemowlęcy i całe dzieciństwo. To w jakich okolicznościach przyszedłeś na świat, czy byłeś dzieckiem oczekiwanym, upragnionym, czy wręcz odwrotnie, to wszystko ma znaczenie.

  W sytuacji, gdy relacja z mamą nie była wspierająca, nie była wypełniona miłością, akceptacją, zrozumieniem, rodzi się „matczyna rana”, dla mnie, jak się okazało jedna z najtrudniejszych do uzdrowienia. Praca z wewnętrznym dzieckiem pozwoliła mi stać się dla siebie najlepszą wewnętrzną mamą, ale ta osoba w twoim życiu jest tak ważna, że jej postawa, jej wzór stają się bardzo trudne do zdeaktualizowania, co pociąga za sobą nawracające symptomy.

I oczywiście dzieje się to z poziomu już pełnej świadomości i znajomości tematu, to jednak są momenty, że mam poczucie, że to jest zadanie na resztę życia. Uczę się jak patrzeć na nią inaczej, jak rozumieć jej schematy, jednocześnie dając sobie prawo do gniewu.

Bo u mnie było tak, że długo umniejszałam „matczynej ranie”, tłumaczyłam tę moją mamę, jej nieszczęśliwym życiem , jej rolą ofiary i nie do końca chciałam przyznać sama przed sobą, że ta moja rana jest cholernie głęboka i jątrzy. Wiesz, że mama to wszystko, to twoje relacje, to twój sukces zawodowy lub jego brak, to twoja siła do życia. I naturalnym jest opór, który nie pozwala Ci w końcu przyznać, że tak, to ona, jest kopią twojego życia.

Uczę się puszczać to, ale tak na maksa, brać odpowiedzialność za swoje życie, w taki sposób, żeby uwolnić się od jej opinii, od jej głosu, od jej krytyki, od jej braku poszanowania mojego zdania, moich wyborów, mojego gustu, uczę się, że chyba nigdy nie spojrzy na mnie inaczej, z uznaniem, szacunkiem, by nie powiedzieć, z miłością.

 I wiem jednocześnie, że nie ma tego w sobie, dlatego dać tego nie potrafi. Wiem, że sama jest odrzucona, poraniona, nie mająca poczucia własnej wartości, nieszczęśliwa, ale to nie znaczy, że ja nie mam prawa uznać swojej krzywdy i prawdy o tym jak czułam się jako dziecko i jak czuję się dziś jako kobieta w życiu i w relacji z nią, moją mamą.

Moja mama, nie chce, póki co, kompletnie otworzyć się na moją zmianę, a ja nie chcę już nikogo do niczego przekonywać i o nic walczyć. Być może nigdy to nie nastąpi, a może nastąpi…….nie wiem. Chcę stanąć w sile do swojego życia z miłością, którą dałam sobie sama. Ten cały rozwój jest przełomem, jest apelem do wszystkich mam i ojców także.

 Jest nowym światem i nowym życiem. Liczę na to, że diametralnie zmieni się sposób wychowywania dzieci, że szeroko dostępna wiedza stanie się udziałem świadomych rodziców, że w wyniku poszerzania świadomości będą wyrastały dzieci pełne miłości własnej, dzieci kochane i akceptowane takie jakimi są, że będą to dzieci pełne wiary w swoje możliwości, dzieci, które będą umiały wyrażać własne emocje i kreować swoje własne dorosłe życie w zgodzie ze sobą, a nie z oczekiwaniami swoich rodziców.

Ja stanęłam do swojego zadania. Przerywam, tak jak umiem, te trwające od pokoleń ograniczające wzorce i schematy, uwłaczające godności, pozbawione szacunku i zrozumienia istoty, która jest moim biologicznym potomkiem. Jest też oddzielną, suwerenną istotą, która przyszła na ten świat realizować się na swój własny sposób, żyć wg własnych upodobań, zdobywać doświadczenie takie, jakie uważa za słuszne.

A ja akceptuję jej wybory, jestem, gdy tego potrzebuje, oddalam się, gdy taka jest jej wola, okazuję miłość i poszanowanie, kocham tak jak umiem najlepiej, bezwarunkowo i z wiarą. Przepraszam, wspieram, pomagam, rozmawiam i pewnie wciąż popełniam błędy, które sobie wybaczam, ale dziękuję, że mogę, że dane mi było i jest tego doświadczać, a moja wyjątkowa relacja z córką jest dowodem na to, że WARTO.