Patrz w oczy

Patrz w oczy

W terapii z wewnętrznym dzieckiem swoją pracę z emocjami nakierowujesz na spotkanie ze swoim wd. Medytujesz, procesujesz, zaglądasz w głąb siebie w nadziei, że nawiążesz kontakt z tą małą istotą sprzed wielu lat. I ja tak zaczynałam. Wiele procesów, wiele prób i spotkań odbyłam. Widziałam ją, zaprzyjaźniałam się z nią, wspierałam ją, ale przy bardzo wielu spotkaniach przy początkowej fazie mojej pracy nie mogłam, nie umiałam spojrzeć jej w oczy, a to było bardzo ważne.

Uświadomiła mi to jedna z moich mentorek, Ela Jastrzębska, kiedy któregoś razu podzieliłam się na grupie stworzonej przez wymienioną kobietę mocy, swoim doświadczeniem. Byłam wtedy na poziomie przepracowywania mojego dzieciństwa mniej więcej z okresu siedmiu lat. A dodam, że u mnie nie działo się to po kolei, tzn. od niemowlęctwa do nastolatki. Zmęczona dniem poszłam się kąpać. Leżałam odprężona w wannie i wtedy zupełnie nieoczekiwanie przyszedł do mnie obraz niemowlaka w kąpieli. To były krótkie przebłyski podświadomości, ale tak znaczące, że właśnie tym doznaniem podzieliłam się na wspomnianej grupie na fb. Administratorka wyjaśniła mi, że to był regres i stanowczo zachęciła do tego, abym przy najbliższym podobnym doświadczeniu, patrzała tej małej w oczy.

– Patrz jej w oczy, patrz jej w oczy – powtarzała Ela

– To bardzo ważne – dodała.

Ogromnie ceniłam sobie jej wskazówki, dlatego wzięłam tę radę do serca.

Oj, wiele wód jeszcze upłynęło zanim udało mi się to osiągnąć. Moja mała często nie chciała, wykręcała główkę, nie mogłam złapać kontaktu wzrokowego, ale przyszedł ten upragniony moment. To był dla mnie przełom w pracy z wewnętrznym dzieckiem. Moment, w którym spojrzałam w jej oczy był bezcennym przeżyciem, bo wtedy tak głęboko poczułam więź z moją wewnętrzną dziewczynką, a więc sama z sobą.

I wiecie co, jej oczy były takie same jak moje dzisiaj, po kilkudziesięciu latach. Oczy się nie zmieniają. Odtąd patrzałam w oczy mojemu wewnętrznemu dziecku, czy to było niemowlakiem, czy siedmiolatką, czy nastolatką. Przedłużałam te chwile patrzenia w oczy i za radą Eli Jastrzębskiej powtarzałam: kkoooochaaam Cię, kkoooochaaam Cię. I ta mała się coraz częściej do mnie uśmiechała, i pomału znikał smutek i pojawiała się radość, oczy zaczynały się śmiać! To jest jeden z tych momentów, kiedy uczysz się kochać siebie, kiedy ukochujesz siebie.

Jeszcze wcześniej, przed rozpoczęciem pracy z wd, ale w momencie, kiedy już czułam, że muszę coś zrobić ze sobą, ze swoim życiem, stosowałam technikę patrzenia sobie dorosłej w oczy w lustrze. Powtarzałam tę czynność, szukałam głębi, szukałam miłości do siebie, ale wtedy widziałam tylko smutek, ból, cierpienie i nie udawało mi się nawiązać kontaktu ze sobą. Myślę jednak, że te wymuszone praktyki stały się początkiem tego, co wydarzyło się później.

Dziś wiem, jak istotny jest kontakt wzrokowy w realnym życiu z drugim człowiekiem.

Nie mam z tym najmniejszego problemu, to czasem inni mają. To jest taka chwila prawdy, obnażenia, pokazania tego, co się czuje, twój rozmówca i Ty. Dla mnie to ważne, bo żyję w prawdzie. Dla kogoś to może być równie ważne, albo wręcz przeciwnie, niewygodne, niewskazane, zbyt prawdziwe, zbyt krępujące, niechciane. I wtedy to Ty możesz się przyjrzeć sytuacji i wyciągnąć wnioski. To Ty decydujesz, kiedy ktoś odwraca wzrok, wbija go w podłogę, spuszcza oczy, jak odebrać takie zachowanie. I obojętne czy ta rozmowa odbywa się między Tobą a twoim partnerem, kolegą, szefem, przyjaciółką, rodzicem. Ty się już nie boisz o to, co ktoś zobaczy w twoich oczach, a nawet jeśli się boisz, to nie boisz się pokazać swojego strachu. I to jest najpiękniejsze odkrycie, które mi towarzyszy w życiu codziennym, i które niosę ze sobą i doświadczam w relacjach międzyludzkich.