Chaos.

Chaos.

Miotam się między tym co powinnam, tym co zrobiłam, a tym czego nie zrobiłam. Myśli, nad którymi pracuję od tak długiego czasu wkradają się w umysł, a ja znając sposoby ich przekształcania, próbuję nadać im inny kształt. Idę na spacer….. rezygnuję ze spaceru. Uczestniczę w sesji. Siedzę dłuższy czas z tym co przychodzi do mnie. Kładę się zmęczona w ciągu dnia. Mam wyrzuty, że tak mało dziś zrobiłam. Pamiętam o tym, że trzeba pozwolić sobie na tzw. leżenie, jeśli trzeba. Jednocześnie rodzi się bunt: ”a co z działaniem?”. Chcę być silna, czuję się słaba.

Szukam kontaktu z emocjami. Snuję się w głowie, snuję się po mieszkaniu. Jeszcze czegoś chcę się dowiedzieć, jeszcze coś przepracować. Zbieram się do tego….opadam z sił. Szukam w swoim wnętrzu, bo przecież wiem, że świat zewnętrzny nie przyniesie mi odpowiedzi.

Zastanawiam się jednocześnie wiedząc, że zadaję pytania głowie, a tu chodzi o serce. Przekierowuję uwagę do serca, schodzę do serca, oddycham. Totalna mieszanka, koktajl mołotowa, usiłuję podjąć decyzję, a przecież miałam czuć…….a jeszcze trzeba usłyszeć co mówi ciało. I tu znowu konflikt. Jest zmęczone, choć niewiele dzisiaj robiło. A może jest zmęczone właśnie dlatego, że nie ćwiczyło, że nie zostało wyprowadzone na spacer, że pije kolejną kawę? Wybieram między kawą ,a wodą z cytryną. Chaos. Nieład w mieszkaniu, nieład we wnętrzu. I co teraz? Pozwolić sobie na niemoc, na leżenie, na płacz. Być tym małym nieutulonym dzieckiem? A może wstać, i do boju?

Zmusić się do działania. Stać się wreszcie odpowiedzialną za swoje wybory, za swój dzień, za swoje życie? Przestać wreszcie rozczulać się nad sobą, wziąć życie w swoje ręce, zmusić się do pewnych rzeczy, pokonać siebie…..

Nie wiem, nie wiem……Zmieniać nawyki, zmieniać przekonania, być konsekwentną, uruchomić odwagę, determinację, znaleźć siły czy opaść bez sił? Oto są pytania! I w którym momencie jest to stawanie za sobą? Wtedy , gdy pozwolę sobie na siedzenie w bezruchu czy wtedy kiedy zmuszę się do……no właśnie do czego? Bo w tej chwili to nawet nie wiem co mogłoby być wybawieniem.

I jedyne co mnie ratuje to świadomość, że wszystko jest ok, że tak ma być, że chaos ma rację bytu. Kiedyś pogrążałabym się w tej otchłani. Dziś wierzę, że z tej czeluści wyłoni się coś jasnego, coś co pozwoli mi dostrzec sens tego co dziś czuję. Nawet gdyby wszystko miało się dziś skończyć, to i tak dobrze, że zrobiłam to co do tej pory. Już lepiej, dziękuję sobie, dziękuję, że mogę, że mam świadomość. Jestem mądra.